Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ino przyjdziesz do chałupy. Jak bedziesz miał majątek w garści, to łatwiej bedzie poczynać. Skoro obaczą, że sie bez nich można ładnie obejść, to zmiękną i nie muszą stawać na przeszkodzie. A potem, to nas sami bedą pięknie prosić, żebyśmy przyszli do chałupy. Komużby grunt ostawili? Przecie nie oddadzą w ręce niepilego człeka. A któżby ich opiekował, jak zdrowie upadnie? Muszą się na mnie obzierać, choćby i nie chcieli. Ino, jak ci powiadam, nie przedumuj długo, ba weź, co swoje, i zacznij nareszcie.
Rakoczy stanął, ujął ją za rękę i stłumionym od umęczenia głosem spytał:
— A jakby padło, żebych ci powiedział: Pójdź ze mną na kraniec świata!... Przystaniesz?
Nie widział jej ócz, bo je zmrok osłonił, a chciał w nie spojrzeć głęboko, wnikliwie.
— Teraz sie o to nie pytaj — odrzekła. — Wiesz przecie, co ja dla ciebie... Ino pomyśl o czem inszem. O wypłat sie staraj.
Postał, podumał długo, nareszcie poszepnął:
— Prawda, masz rozum, moje dziecko...
I poszli razem ugorami, bo Hanka uparła się odprowadzić go na blizkie działy.
Noc była czarna, gdy zaszedł ku izbie, w oknach się już nie świeciło, widać, że ludzie posnęli. Zlekka otworzył drzwi, by nie skrzypiały, i cicho wszedł do wnętrza. Nie szukał światła, ani wieczerzy nijakiej, ino legł