Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 217.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
X.

Schodził ścieżkami wśród zbóż, a złość go parła, jak wiatr mocarny, gdy uderzy w plecy. Zamknięte oczy miał na świat słoneczny, nie widział nic dokoła, ino krzywdę, wołającą pomsty. Zbiegał wartko w niżnie pola, mijając zagony wązkie, i ani się nie obejrzał na chałupę w górze. W myślach jego był bezład, kotłowanie takie, jak w chmurze gradonośnej, którą szum poprzedza.
— Ty mnie chcesz z ojcowizny wyzuć, jak przybłędę? O, poczekaj, miły szwagrze, dowiesz sie, kto bliższy, i pożałujesz srodze swojego łakomstwa. Ja go ochraniam, boję sie ukrzywdzić, a ten mnie bez sumienia chce zedrzeć ze skóry i jeszcze powie, że mi dobrodziejstwo czyni. Co tu na taką przewrotność poradzić? Choćby człek był, jak paproć leśna, słodki, to musi zgorzknieć i piołunem ostać, chcący żyć nadal między tymi ludźmi. Nie można nijak z nimi począć i rozstaj sie na dobrej drodze. Niechże