Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 232.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

snują się chłopięce lata, jakby je kto umalował i ukwiecił życiem. Zastępują poprzed oczy, jak u bramy śmierci.
— Nie dziwota — pomyślał i spojrzał w około — taka musi być dolina wiecznego spoczynku...
Wodząc okiem po polanie, dojrzał u stoku przeciwległej góry, w miejscu, gdzie się dwie roztoki schodzą, sterczący ponad zieleń łąki oczerniały dach. I zaraz zbaczył sobie, co opowiadali starzy, że tam podobno była drzewiej huta. Stąd miejsce to powszechnie zowie się Huciskiem.
— Niedawny czas!... Trzaskały ognie, dymiły się piece, huczały wałkownice i łoskot szedł naokół. Pełno gwaru i turkotu, jak w zapadłem mieście. A teraz — spokój wieczny... Ani słychu dychu.
Party myślą, by obaczyć, co pozostało z tej przeszłości hucznej, wstał i poszedł po polanie ku stopom onego zbocza. Długi czas szedł, nim dotarł na koniec doliny.
Uderzyła go naprzód pustka taka, że się jej zląkł prawie. Wszędzie znać było ślady minionego życia i wyraźniejsze ślady śmierci, która po niem przeszła.
Gruzy, nasypowiska i zwały rumowisk. Całe pole gruzów ostrych, zczerniałych od wieku. Chodził po tych kopcach dużych, utykając się,