Strona:PL Władysław Smoleński-Ksiądz Marek, cudotwórca i prorok konfederacyi barskiej szkic historyczny.pdf/8

Ta strona została przepisana.

Złamany na duchu, nie rozpacza przecież o sprawie i zachęca do czynu:

Patrz na mnie! jestem także zmordowany,
A kto wie, co tam w mojem sercu płacze?
A jednak wziąłem w ręce krzyż drewniany
I chodzę — tuląc do głębi rozpacze.
Wolałbym może już w grób, jak złamany
Dąb i bez liści, lecz mi serce skacze,
Kiedy na działo wstąpi moja noga,
A działo ogniem śpiewa — imię Boga,

Z kreacyą Słowackiego nie mogli się pogodzić znający księdza Marka z żywéj tradycyi lub téż z Pamiątek JMPana Seweryna Soplicy; raziło ich realistyczne traktowanie przedmiotu, gniewała rycerska w mnichu brawura. „Ksiądz Marek — pisali — mąż prawdziwie katolicki, zakonnik przepełniony miłością ojczyzny, osoba takim blaskiem w dziejach otoczona, jakże tu (w Beniowskim) nikczemną odgrywa rolę bandyty włoskiego lub hiszpańskiego!... Ten duch pobożny ale żołnierski, ten człowiek pół-mnich, a pół-kapłan regimentowy, podobny do owych plebanów wandejskich, mógłże np. patrzéć, jak się konfederat Sawa z Beniowskim bez najmniejszéj przyczyny dla nieporozumienia, które ksiądz Marek mógł jedném słowem wyjaśnić, pałaszami rąbali, bez wyrzeczenia, jednego słowa na ich pojednanie, ale owszem z najzimniejszą krwią sam do siebie mówić: niepójdę ich godzić! Byłże to ksiądz Marek, albo może raczéj jakiś Gasperoni, albo poprostu któryś z krwi łaknących rzeźników rewolucyi francuskiéj!“[1].
Właściwie — zamiast wmawiania tendencyi, o któréj autor nie myślał — wypadałoby zarzucić Słowackiemu pobieżność charakterystyki, w całym poemacie rażącą; pogodzić się zresztą musieli przeciwnicy poety, gdy w r. 1843 ogłosił pod wpływem towianizmu skreślony trzyaktowy dramat p. t. Ksiądz Marek.
Gromi z kazalnicy ksiądz Marek panów za nielitość dla chłopstwa, za prywatę i obojętność na klęski narodu: „obrażony pan marszałek, szlachta cała tém urąganiem z magnatów, tą obelgą antenatów, zamyśla porzucić sprawę.“ Gdy zresztą, zwątpiwszy w możność utrzymania się w Barze, chce starszyzna konfederacka miasto opuścić, — ksiądz Marek usiłuje ją na stanowisku zatrzymać, oświadcza, że nikt w boju nie zginie. Dla obudzenia w zwątpiałych otuchy zapewnia w uniesieniu o władzy swojéj, równéj potędze proroków i świętych.

Więc się niedziw, że tak błyskam,
Jak Mojżesz duchem natchnięty

  1. Przyjaciel ludu. Leszno, 1843, t. II, str. 235.