Walkową przemowę. — Jaśnie Pietrze, dziedzicu, Bóg zapłać, Bóg zapłać!... — schylał się, jakby chciał kogo objąć za nogi. — Gospodarski pochowek! pół łokcia trumna za duża... dwadzieścia cztery i złotych dwa, i groszy dwadzieścia, i cztery chleby, i sześć serków, i trzy garnce gorzałki! Gospodarski pochowek — gadał nieustannie, jakoś instynktownie trafił do stacji i zaraz na korytarzu dworca przewrócił się pod ścianą, i zasnął.
— Panie Świerkoski, poślij pan przez swojego robotnika list do Osieckiej, bo piszą, że pilny, a mój Roch po wczorajszym pogrzebie jeszcze nieprzytomny.
— Sam go zabiorę, bo tam z panem Babińskim idziemy wieczorem. Panie Stanisławie, prędko pan będzie gotów?
— O szóstej schodzę ze służby, to jest za godzinę. Wstąp pan do mnie do mieszkania.
Świerkoski poszedł do domu, rzucił się na łóżko w tym swoim pustym pokoju i zawołał:
— Franek!
Wbiegł chłopak, który był jego lokajem, kucharzem, praczką i stangretem.
— Herbaty! zdejm mi buty i naszykuj ubranie na wizytę.