Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 01.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.
— 269 —

bo łaknął podziękowań, bo, pomimo tej ostrej formy, sprawiały mu zadowolenie; tłumaczył sobie, że ponieważ przyjmują, więc jest widziany dobrze.




XVII.


W kilka dni później przyjechała Helena z mężem z Warszawy.
Woliński zajął się wyładowaniem z wagonów najrozmaitszych przedmiotów, zakupionych w Warszawie, które ładowano na oczekujące już furmanki.
Janka przywitała radośnie Helenę, ale pomimo ich dawnej przyjaźni te pięć lat rozłąki przedzielały ich dusze. Obie były dosyć skryte i za długo żyły w odosobnieniu od siebie, aby teraz mogły się szybko porozumieć, czuły się wobec siebie obco i dosyć obojętnie.
Helena była jakaś smutna. Rozmawiały urywanie, nie mogąc trafić na przedmiot, któryby je zajął i połączył. Dawna przyjaźń była tylko w pamięci, ale nie było jej w sercach. Spoglądały na siebie ukradkowo i z zakłopotaniem, a Janka nawet z pewnym bólem uświadamiała sobie tę obojętność własną i starała się wszelkiemi sposobami wskrzesić dawne uczucia, ale niebardzo jej usiłowania zwyciężały. Wywołały tylko ze strony Heleny również sztuczną serdeczność i wymuszoną, która co chwila gasła, wy-