Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 01.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.
— 283 —

— Dał jej tysiąc rubli i, wsadzając do wagonu na drugi dzień, jeszcze zalecał, żeby nie oszczędzała go i kupowała co najlepsze.

Janka wiedziała, dlaczego taki hojny i rozradowany, ale nie wyprowadzała go z błędu, chociaż czyniła sobie wyrzuty, że go oszukuje niejako. Miała mu powiedzieć wszystko dopiero w chwili wyjazdu bez przygotowań, żeby zaraz wyjechać i nie dać mu czasu do protestowania. Bała się, ukrywała tę obawę na dnie serca, ale ją czekała ta niedaleka chwila i mroziła niedobremi przeczuciami.




XVIII.


Myślała o tem całą drogę swobodnie, bo Zaleska, która z nią jechała, była także w jakiemś dziwnem usposobieniu; oczy miała czerwone od łez, bardzo zmęczoną twarz i milczała ciągle, zaledwie odpowiadając na zapytania. Dopiero w Kielcach, w magazynach, wobec tysiącznych drobiazgów tualety kobiecej, wobec materjałów modnych, ożywiła się, zapomniała o własnem udręczeniu i rozkoszowała się nieskończonem wybieraniem fasonów, kolorów i gatunków i chciała tę rozkoszną chwilę przedłużać do nieskończoności, bo Janka prędko się decydowała i bystro się orjentowała we wszystkiem.
— Namyślmy się, zastanówmy się, panno Janino — szeptała przy każdym przedmiocie.