Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 01.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
— 294 —

Pociąg przyszedł, i drzwi otwierano na peron. Z pokoju pierwszej klasy wyszła Majkowska, dawna nieprzyjaciółka Janki i, jakgdyby nic pomiędzy niemi nie zaszło, poznawszy Jankę, z uśmiechem podeszła, wyciągając rękę do powitania.
— Co za spotkanie! Witam panią! Serdecznie się cieszę, że...
Janka schowała swoją rękę, spojrzała na nią druzgocąco, pożegnała się z Cabińskimi i przeszła na peron. Majkowska, niby skamieniała, została na środku sali. Cabiński postawił śpiesznie kołnierz palta, wziął żonę pod rękę i zemknął, obawiając się jakiego skandalu.
— Ma zęby ta Orłowska — mruknęła na podjeździe dyrektorowa.
— Pi! pi! mocna kobieta, a ładna! Niech ją kaczusie zdziobią, wprost zachwycająca.
— Nie przewracaj tak oczyma, bo ci mogą z zachwytu kołem stanąć.

— Nie bój się, Pepa, nie obawiaj się, prawnie poślubiona małżonko.




XIX.


Janka wracała do domu pełna triumfu i niepokoju zarazem. Ta bliskość urzeczywistnienia się jej marzeń prawie ją przerażała, wolałaby, aby to dalej jeszcze było; zresztą, tak na nią niespodzianie spadło to