Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —

i inteligencją. Jestem olśniony, że marzenia moje zaczynają się spełniać. Człowiek dziki, taki, jakim ja jestem, potrzebuje kochać, musi kochać kobietę taką, jak pani! O tak, ja w tej chwili, patrząc na panią, czuję dopiero, dlaczego jesteś mi tak drogą i niezbędną do życia, bo kocham panią, bo kocham w pani piękno, inteligencję, kocham w pani kulturę, dobroć, subtelność; kocham w pani cały ten świat nowy dla mnie i wyższy. — Zaczął znowu całować ją po rękach, miał szaloną chęć wziąć ją w ramiona, okryć pocałunkami, przycisnąć do piersi i uciec z nią w jakiś gąszcz, zdala od ludzi! I mówił długo, opowiadał wiele, wyznawał swoje uczucia, swoje myśli, swoje pragnienia.
Janka słuchała, ale tkwiło w niej ciągle to uczucie, że jednak ten człowiek, ten przyszły jej mąż, jest dla niej zupełnie obcy. Ale brzmienie jego niskiego głosu, serdeczne akcenta, miłość ogromna, pocałunki, ta ufność bezgraniczna, jaką w niej pokładał, zaczęły przenikać ciepłem nieznanego uczucia jej wrażliwą naturę, zaczynał zwolna wzruszać jej serce, jednak pomimo to, powiedziała wkońcu z całą samowiedzą:
— A jednak pan nie zna mojej przeszłości... — i czekała z dziwnem uczuciem żalu, który zaczął przesączać jej duszę, że skoro usłyszy tę odpowiedź, wyjdzie i nie wróci więcej. Patrzyła na niego z jakąś niemą prośbą, a powiedzieć wszystko postanowiła.