Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —

równowaga, bo nieświadomie jeszcze odczuwał, że Zosia w zupełności zastąpi mu matkę.
Przed stacją spotkał Osiecką, wychodzącą od Zaleskich, do których wstępowała tylko na chwilę, cofnął się w cień, jakby się bał spotkania z nią. Objął zaraz służbę po Zaleskim, który poszedł spać, i noc całą, pomiędzy depeszami i pociągami, w wolnym czasie, układał plany przyszłego życia, obrachowywał budżet, obmyśliwał umeblowanie i t. d., ale tak mu to szło ciężko, że kilka razy wyjmował papier listowy, pisał „Kochana mamusiu“ i darł arkusik, bo sobie przypominał obietnicę, jaką dał Zosi, i jej słowa: „Trzeba być mężczyzną!“

— Tak, „trzeba być mężczyzną!“ — powtarzał mocno. Odpiął zupełnie szelki, wytarł sobie skronie kamforą, połknął kilka homeopatycznych pigułek dla orzeźwienia, i czuł się silnym, pełnym woli mężczyzną.




III.


W kilka dni po oświadczynach Grzesikiewicza, najniespodziewaniej przyjechał Głogowski. Janka przywitała go radośnie.
— Chciałam widzieć pana, ale się nie spodziewałam, dziękuję bardzo za pamięć, za odwiedziny.