Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

— Najlepszą rzecz pani robi, jaka pozostała do zrobienia.
— I ostateczną...
— Przedramatyzowuje pani. Kobiety zawsze wpadają w ostateczność.
— Żółcią pan dzisiaj oddycha i goryczą.
— Nie miodem mnie życie poi. Zresztą, czas przerwać dialektyczne obełgiwanie się i wspólne lamenty na los. Każdy dostaje to, co mu się należy.
— A należeć mu się powinno szczęście, a tego nie dostaje.
— Dlaczego mu się należy? skąd pani to wie, że człowiek powinien być szczęśliwym?
— Bo chce.
— Więc niech je pani wyrwie skąd bądź, jest do wzięcia zawsze.
— Gdzie?
— W nas samych i tylko w nas samych.
— Niema go we mnie! — odpowiedziała cicho.
— Ha! to go niema dla pani nigdzie...
Nie odpowiedziała, oczy miała pełne łez, a serce goryczy i żalu.
— No, dosyć, czas mi już odejść, pociąg zaraz nadejdzie. Żegnam panią i życzę z całej duszy szczęścia, którego pani tak łaknie bardzo, a wszystko się gnie przed duszą w ekstazie, powiada Avicenna, stary scholastyk.