Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —

biorąc igłą wiśnię. — Pamiętam, szyłam wyprawę dla panny Wojna, w Lubelskiem, magnacki dom!.. sprowadzili mi do pomocy pannę z pierwszego magazynu, z Warszawy. Ho, ho!.. ślicznotka, w kapeluszu modnym, żurnalowa panna, miała całą walizę listów miłosnych i kosmetyków!.. Wszyscy byli nią zachwyceni, bo i mówiła po francusku, i grała na fortepianie, i nawet śpiewała, ale była taka uzdolniona, że sukni upiąć nie umiała!.. Odesłałam ją po tygodniu do Warszawy!.. — zakończyła ciszej, i z wielką powagą poniosła na igle wiśnię do ust.
Milczenie zapanowało.
— Tę suknię należałoby przybrać aksamitem, welwet za ordynarny. Pamiętam, że u państwa Mielżyńskich, w Poznańskiem, hrabiowski dom!..
— Proszę panienki! — zawołała Janowa z kuchni.
Janka, nie słuchając końca opowieści, wyszła.
— A to od kilku dni jużem chciała panience podziękować za służbę od Nowego Roku... — zaczęła nieśmiało, całując ją w rękę.
— Dlaczego?.. a ja myślałam, że Janową wezmę z sobą do Krosnowy...
— Nie mogę, panienko!.. z panią Zaleską się zmówiłam, bierze mnie z sobą do Warszawy.
— Jeśli Janowej za mała pensja, to mogę płacić więcej.