co oni lubią? czemu hołdują? jakie mają zasady? dokąd idą? czego chcą?
Tylko to i tylko to, czego chcą ich czytelnicy i prenumeratorzy; służą obłudzie społecznej. Jeżeli można streścić całą literaturę naszą zapachem, to powiem za Głogowskim, że śmierdzi pieluchami i wodą święconą!
Zamiast prowadzić i wieść tłumy, oni węszą, dokąd ten tłum, w swojej ciemności, chce iść i tam za nim dążą. Nie lubię kłamstw, chociażby w imię najdroższych, narodowych bolączek i obwijania brudnemi kompresami obłudy ran, które leczyć można i należy wypalaniem lub nożem.
Odbiegłam od przedmiotu. Otóż dlatego jestem na wojennej stopie z prasą i z uznanymi, bo jestem dla nich za szczera, za bardzo kocham i za mocno nienawidzę.
Ja chcę pokazywać życie bez obsłon romantyzmu i dziecinnej wstydliwości, po męsku chcę wszystko rozpatrywać, aby w tych głębiach, starannie dotychczas omijanych przez rutynę, obnażyć najgłębsze rany i wynaleźć lekarstwo na nie. A szczególniej zwracam uwagę na miłość z jej fizjologicznej strony, bo to kwestja niesłychanej doniosłości społecznej i najobłudniej dotychczas traktowana przez naszych pisarzy, chcę ją wyciągnąć na jawę dnia i zmusić ludzi, aby głośno przyznali jej prawa obywatelskie i jej niespożytą moc, i...
Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.
— 125 —