Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
— 132 —

a przewoźnik na mandolinie brzdęk... brzdęk... brzdęk... i

O mia Napoli, o santa città
Tu sei sempre il paradiso

zanucił drżącym, pełnym zapału i chrypki głosem. Zerwał się, oczy mu pociemniały z zawstydzenia, zaczął targać wąsy, żeby pokryć i wzruszenie i złość na siebie, bo mężczyźni patrzyli na niego nieco drwiąco.
Ksiądz dziekan przymrużył jedno oko, zażył tabaki i szepnął:
— Stary grzesznik! Garybaldysta, mason...
Stabrowska słuchała go z uwagą autorską, co zdaje się zapisywać w pamięci każde słowo i gest każdy... Helena słuchała z przymkniętemi oczyma i przenosiła się myślą do Włoch, była w Neapolu, płynęła barką i zdawało się jej, że słyszy:

Tu sei sempre il paradiso

A w Jance wstawało jakieś ogromne pragnienie zobaczenia tych cudów. Dopełniała słyszane czytanem i wyobraźnią i tysiące obrazów zaczęło snuć się przed jej duszą.
Milczenie zaległo. Pokojówka nalewała i roznosiła herbatę.
Rutowski pochylił nisko, nad szklanką twarz, bo tęsknota szarpnęła mu boleśnie sercem do tych brudów, kamieni, słowem do tego piękna, w którem się bezwiednie kochał. Wstydził się