Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
— 178 —
XVI.


Janka, nie domyślając się niczego, weszła do mieszkania Zaleskich, na pierwsze piętro.
Janowa rzuciła się do niej z krzykiem radości.
— Laboga, ady to panienka moja!.. Pani! pani... — wołała do pokoju pośpiesznie. — Panienka z Bukowca przyjechała!.. jaka to pani dobra... a ja dzień i noc myślałam o panience i tak się nieraz głowiłam, co też panienka robi?..
Utarła nos z hałasem i rozpłakała się, całując ją po rękach z uniesieniem.
Zaleska w niezapiętym szlafroku, nieumyta, z przypudrowaną tylko twarzą, wybiegła, rzucając się Jance na szyję.
— Boże, co za niespodzianka!.. Myślałam, że pani zapomniała już o nas. Janowa, herbaty! Niechże pani pozwoli dalej! — zaczęła pomagać jej przy rozbieraniu. — Papierosa tymczasem, proszę pani!.. ach, pani nie pali. Boże, jakże pani pięknie wygląda!.. Co za nieład!.. Janowa! Janowa!.. herbaty prędzej!..
Zaczęła biegać po pokoju tak zapełnionym sprzętami, garderobą porozrzucaną, nutami i dziennikami, które leżały wszędzie, że usiąść nie było miejsca. Pobiegła do kuchni, krzyczała na dzieci, sprzeczała się z Janową, wreszcie przybiegła