Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
— 206 —

— Dziękujemy, dziękujemy!.. cóż słychać u pana, panie Stanisławie? mamusia zdrowa?
— Dziękuję i mama zdrowa i żona...
— Pan się ożenił?
— Tak, szanowna pani dziedziczko, dobrodziejko!.. w miesiąc po państwa wyjeździe zawarłem związek małżeński z panną Zofją Osiecką!.. o, widzi pani dobrodziejka, żona się z okna kłania! — mówił z powagą.
— Dzień dobry! — krzyczała Zosia z okien dawniej Zaleskich i po chwili zbiegła na dół i rzuciła się w ramiona Janki i całowała ją z uczuciem dawnej przyjaciółki.
— No i mnie się coś należy z tego! — żartował Andrzej.
— Jak państwo ślicznie wyglądają oboje!.. Ja także chciałam, abyśmy ze Stasiem, z mężem, pojechali za granicę po ślubie, ale... ale... jakże? Włochy bardzo piękne?
— Bardzo piękne.
— W Rzymie państwo byli, bo widzieliśmy listy...
— Byliśmy. Czy są jakie konie? — zwróciła się do Andrzeja, bo ją niecierpliwili.
— Są, chłop szykuje siedzenia, możemy już jechać.
— A Ojca świętego państwo widzieli?
— Widzieliśmy, ale daruje pani, że nie będę teraz opowiadać, bo jesteśmy dosyć zmęczeni drogą i pilno nam do domu.