ną noc. Potem zirytowana na siebie, zdenerwowana, siadała przy Helenie.
— Wyglądasz dziwnie imponująco, dziwnie pięknie... — mówiła Helena.
— Krosnowa tak zmienia.
— Włochy, pani dobrodziejko, tego i owego, Włochy — wtrącił Rutowski — aura tam panie...
— Ale ty zawsze świetnie wyglądasz, przytyłaś tylko nieco.
— A tak!.. — wykrzyknął Woliński, siedzący przy Andrzeju. Helena pochyliła głowę.
— W okolicy żadnych nowin? — zaczęła Janka, aby ją wywieść z kłopotu.
— Są: pani Stabrowska napisała nową powieść p. t. „Pomyje“. Drukuje ją w jakimś tygodniku, którego nikt nie czyta, więc ażeby zmusić całe sąsiedztwo do czytania utworu, kazała wszystkim sąsiadom, w promieniu trzymilowym, rozsyłać ów tygodnik.
— Dopłaca do rozgłosu.
— Ale zmusza do czytania, a przeto i do myślenia — szepnęła Janka i podniosła się nieco, bo się jej wydało, że jakiś głos znajomy rozległ się w przedpokoju. — Czytałaś, czy to bardzo zła rzecz? — pytała dalej.
— Czy państwo byli w Loreto? — wsadził znowu Rutowski.
— Nie czytałam, mąż powiedział, że to wprost niemożliwa rzecz.
— Tytuł w tym razie najlepiej definjuje treść.
Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.
— 289 —