Strona:PL Władysław St. Reymont - Fermenty 02.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.
— 291 —

— Są do sprzedania, może pan z ojcem pomówi o tem, to jego wydział.
— Nie jest panom ta para potrzebna?..
— Nie, a zresztą, my wszystko sprzedajemy, jeśli się trafi kupiec.
— Widzę, że macie wielki młyn.
— Walcowy, systemu amerykańskiego. Wszystko zboże mielemy i sprzedajemy mąkę.
— A, teraz się nie dziwię, że macie takie wspaniałe inwentarze...
— Mamy zasadę nie sprzedawać nic z surowych produktów, tylko przerabiamy u nas. Nawet od wiosny przestaniemy sprzedawać poręby, bo zakładamy tartak.
— Macie zbyt na rżnięte i obrobione drzewo?
— Prawie mamy.
— Przetwarzacie gospodarstwo na fabrykę.
— Chcę doprowadzić do tego. Chciałem nawet znacznie więcej robić, bo chciałem założyć wielką cegielnię, kolej zabudowuje się i potrzebuje kilku miljonów cegieł; chciałem założyć browar, bo piwo ma pewny zbyt koleją, podniosłoby to uprawę jęczmienia i dało możność wypasania wielkiej ilości bydła, chciałem założyć gorzelnię, bo wtedy żyto da więcej niźli dotychczas przerabiane na mąkę.
— Ale... boi się pan tych miljonowych przedsięwzięć?..
— Nie, tylko mi się nie chce, energję, kapitały mam, tylko poco to robić? — Opuścił się w krze-