Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Bunt - Baśń.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

gdy z gąszczów zagrały wilcze skowyty. Rex, podniósłszy okrwawiony łeb, odpowiedział groźnem warczeniem.
Kulas, wysunąwszy się z brzezin, zaskowyczał, żądając podziału.
— Przyjdź i weź!
— Podziel się albo wezwę cię na sąd za mordowanie w świętem miejscu.
— Przyjdź i weź! — zawył głucho, obnażając kły aż do korzeni.
Wilk, odurzony zapachem świeżej krwi, jął przeciągle nawoływać towarzyszów, ukrytych gdzieś niedaleko…
Rex już nie czekał, porwał się na nogi, sprężył do skoku i, potoczywszy ślepiami, wybuchnął straszliwem wyciem walki.
Kulas cofnął się przezornie i pomykał brzegami na drugą stronę jeziora, Rex zaś wył z taką potęgą dumy, mocy i gniewu, aż puszcza zagrała zębami od krańca do krańca i przed grozą tego głosu wszystko, co żyło, przytajało się po norach, gniazdach i niedostępnych borach. Nikt nie stanął do walki. Stchórzyli przed wyzwaniem. Więc jakby otrąbiwszy zwycięstwo, zawlókł triumfująco resztki sarny do budy i rzucił się na barłóg, srodze wyczerpany.
Była to pierwsza noc w puszczy, jaką przespał spokojnie i bez trwogi.
O świtaniu poszedł pić i, wytarzawszy się w jeziorze, przyległ pod sosnami w słodkim brzęku pszczół, wyruszających z barci na robotę.