rakter i tak się nadała do tych ram, że grała bardzo dobrze. Była chłopką, Pawłową w każdym calu, tak, że sala pod koniec sztuki zabrzmiała oklaskami.
Poczuła wtedy szaloną, dziką uciechę z tego chwilowego panowania nad tłumem; schodziła ze sceny prawie ze łzami żalu, że się to już skończyło, i czując, że się w niej gdzieś pod świadomością, coś budzić zaczyna nowego.
Kręska zrobiła także prawdziwą furorę!... Była to rola, którą kiedyś na prawdziwej scenie grywała z powodzeniem. W antraktach mówiono tylko o niej i o Jance.
— Komedyantka! urodzona komedyantka! — szeptały panie z jakiemś wyniosłem politowaniem.
Orłowski, któremu dziękowano i winszowano takiej córki i towarzyszki, machnął ręką.
— Żeby to był syn, zobaczylibyście, coby wam pokazał!...
Był jednak zadowolony, bo poszedł za kulisy, pogładził Jankę po twarzy, a Kręską pocałował w rękę.
— Dobrze, dobrze!... pociecha nie wielka, ale przynajmniej wstydu niema — powiedział im za całą pochwałę.
Janka, po tem przedstawieniu zbliżyła się więcej do Kręskiej, i ta, w chwili jakiejś słabości, wygadała się ze swoją tajemnicą, szczelnie trzymaną w ukryciu, i przesunęła przed Janką światy takie nowe, takie dziwne, takie pociągające, że jej serce zabiło gwałtownie.
Słuchała z pobożnem skupieniem opowiadania o scenie, o tryumfach, o występach, o barwnem życiu
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/033
Ta strona została skorygowana.