Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/071

Ta strona została skorygowana.

— Nie jestem usposobiona teraz do próby... — rzekła, przypatrując się Cabińskiemu i Kaczkowskiej.
Przeczuwała widocznie jakiś podstęp... ale Cabiński z najpoważniejszą miną wręczył jej rolę.
— Proszę pani rolę... Zaczynamy zaraz — rzekł, odchodząc.
— Dyrektorze!... mój złoty dyrektorze, róbcie teraz próbę beze mnie!... tak mnie jakoś głowa boli, że nie wiem czy będę mogła śpiewać — prosiła.
— Nie można, zaraz zaczynamy.
— Niech pani śpiewa!... ja przepadam za śpiewem pani!... — prosił obywatel, całując ją po rękach.
— Dyrektorze!
— Co, mój sopranie?...
I dyrektorowa wskazała na stojącą w kulisie Jankę.
— Adeptka.
— Angażujesz?
— Potrzeba do chórów... Siostry z Pragi odpłynęły, bo robiły tylko skandale.
— Dosyć sobie brzydka!... — zaopiniowała Cabińska.
— Ale bardzo sceniczna twarz!... ma głos ogromnie ładny ale dziwny...
Janka nie straciła ani słowa z tej rozmowy, prowadzonej półgłosem; słyszała także chór chwalący dyrektorową i drugi chór — drwin... Patrzyła się zdziwionym wzrokiem na wszystkich, nic nie rozumiejąc, co to znaczy?...
— Ze sceny! ze sceny!
Usunęli się wszyscy w kulisy, bo wpadł na scenę cały tłum w galopie.