— Dostałaś pani rolę, tak?... no, to niema co mówić!... Zaczynajmy.
— Dyrektorze, możeby po południu?... ja teraz...
— Zaczynać! — krzyknął gniewnie Halt, uderzając w pulpit.
— Niech pani spróbuje... ta partya leży w głosie pani... Ja sama mówiłam dyrektorowi, aby ją dał pani — zachęcała z przyjaznym uśmiechem Cabińska.
Nicoleta słuchała, wodząc trzyma po towarzyszach, ale wszystkie twarze były nieruchome, tylko ten jej obywatel uśmiechał się miłośnie z krzeseł.
Halt zrobił ruch pałeczką, orkiestra się ozwała, sufler poddał pierwsze słowa.
Nicoleta, która była znaną z tego, że nigdy się roli nauczyć nie mogła, teraz utknęła od razu na pierwszym frazesie i zaśpiewała, jak tylko można, fałszywie.
Zaczęli po raz drugi; szło już lepiej, ale Halt umyślnie sfałszował takt, że ucięła niesłychanego kiksa.
Jednogłośny chór śmiechów podniósł się na scenie.
— Krowa muzykalna!
— Do baletu z takim słuchem i głosem!
— Dobry do zwoływania kur, jak zostanie dziedziczką!
Nicoleta prawie z płaczem podeszła do Cabińskiego.
— Mówiłam, że teraz nie mogę śpiewać... nie miałam czasu nawet zajrzeć w rolę.
— Aha, więc pani nie może?... Proszę o rolę!... Kaczkowska zaśpiewa...
— Mogę śpiewać, ale teraz nie umiem... sypać się nie chcę!
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/074
Ta strona została skorygowana.