i kiwnął na Topolskiego. Poszli na wódkę do bufetu. Z pewnością coś zarobił na zerwaniu z Nicoletą.
Stanisławski, najstarszy wiekiem z towarzystwa, chodził po garderobie, spluwał i mruczał do siedzącej z podwiniętemi nogami na krześle Mirowskiej.
— Szkandale i szkandale!... skąd tu marzyć o powodzeniu!...
Mirowska potakiwała mu, uśmiechając się blado i robiła jakąś chustkę włóczkową na drutach.
Po próbie, Janka przystąpiła śmiało do Cabińskiego.
— Panie dyrektorze... — zaczęła.
— A, pani?... Przyjmę panią. Niech pani przyjdzie przed spektaklem, to się rozmówimy... Nie mam teraz czasu...
— Dziękuję panu bardzo!... — powiedziała uradowana.
— Masz pani jaki głos?
— Głos?
— To jest: śpiewasz pani?
— W domu trochę śpiewałam... ale scenicznego głosu to pewnie nie mam... zresztą ja...
— Przyjdź pani, tylko wcześniej, to spróbujemy... ja tam powiem dyrektorowi muzyki.
Dzień był bardzo piękny i ciepły.
Łazienki dyszały wiosną... Róże kwitły i jaśminy roz-