— Poradzę coś pani... Trzeba dyrektora mieć za sobą.
— Żebym to wiedziała, jak zrobić?...
— Masz pani pieniądze?
— Mam, ale...
— Jeśli pani usłuchasz, to poradzę.
— Ależ wszelką radę przyjmę z wdzięcznością; nie mam przecież nikogo, nie wiem, jak się obrócić i do kogo... Pomóż mi pani, proszę o to serdecznie!...
— Trzeba go trochę podpoić, to próba dobrze pójdzie.
Janka spojrzała zdziwiona; zupełnie nie zrozumiała co to znaczy.
Stara uśmiechnęła się z politowaniem.
— Nie rozumiesz pani, widzę?... ale jak kto nawet takich rzeczy nie rozumie, w jaki sposób się wciskać, to nie powinien być w teatrze!...
— Mówiłam przecież z dyrektorem... obiecał mi... więc cóż więcej zrobić?...
— Ha! ha! śmiała się cicho — ha! ha!... to krowienta czysta!...
Po chwili szepnęła:
— Chodźmy do garderoby... objaśnię panią trochę...
Pociągnęła ją za sobą, a potem, wziąwszy się do upinania sukni na manekinie, rzekła:
— Musimy się poznajomić.
— Orłowska — powiedziała Janka.
— Pseudonim, czy nazwisko? — zapytała, przytrzymując jej rękę.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/086
Ta strona została skorygowana.