kały niby race w powietrzu. Niektóre z chórzystek przebierały się w zwykłe suknie i szły na ogródek.
Widziała aktorów w bieliźnie tylko, łażących przed garderobami; kobiety w spódniczkach białych, w połowie rozcharakteryzowane, z ramionami nagiemi, wbiegały na scenę, patrzeć przez kurtynę na publiczność. Cofały się niby zgorszone, ujrzawszy obcych. Krzyczały, a uśmiechały się zalotnie i uciekały, rzucając wyzywające spojrzenia.
Garsoni z restauracyi, służące, maszyniści, biegali jak charty i co chwila było słychać:
— Sowińska!
— Krawiec!
— Rekwizytor!
— Spodnie i pelerynę!
— Laskę na scenę i list!
— Wicek!... leć po dyrektora, niech przychodzi się ubierać do ostatniego aktu!
— Ustawiać scenę!
— Wacek!... przyszlij mi karminu, piwa i butersznyt!... — wołała jakaś przez scenę do mężczyzn.
W garderobach chaos, gwałtowne i pośpieszne przebieranie się, gorączkowa charakteryzacya roztopionemi prawie od ciepła szminkami, kłótnie...
— Jak pan będziesz mi przechodził przed nosem na scenie, to, jak Boga kocham, kopnę!...
— Kopniesz pan psa swojego!... Mnie tak z roli wypada... przeczytaj pan!
— Pan umyślnie mnie zasłaniasz!
— A co!... wyjrzałem i szmerek był...
— Wiatr zaszumiał, a temu się zdaje, że miał szmerek.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/104
Ta strona została skorygowana.