Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

bieta, pisywała do obcych mężczyzn. Mówiłam tej... jakże się nazywa ta, coś ją zaangażował do chórów?...
— Orłowska.
— Otóż mówiłam jej, aby przyszła dzisiaj. Podoba mi się dziewczyna; coś ma takiego w twarzy, co pociąga. Kaczkowska mówiła, że doskonale gra na fortepianie, więc przyszła mi myśl...
— No, to niech ona napisze; gra na fortepianie, to i pisać pewnie umie.
— Nie tylko to, ale ja myślę, że mogłaby Jadzię uczyć grać...
— A wiesz, że to pomysł!... bo możnaby to policzyć razem z przyszłą gażą...
— Ileż jej płacisz — zapytała, zapalając papierosa.
— Jeszczem się nie umówił... ale tyle, co i innym — powiedział, uśmiechając się dziwnie.
— To znaczy, że...
— Że... bardzo wiele, bardzo wiele... w przyszłości.
— Ha! ha! ha!
Zaczęli się śmiać oboje i zamilkli.
— Jasiu, cóż projektujesz na kolacyę?
— Jeszcze nie wiem... Rozmówię się dopiero w restauracyi. Jakoś to się tam urządzi...
Cabiński przepisywał na czysto zaproszenie a Pepa paliła papierosa, bujając się na fotelu biegunowym. Po chwili rzuciła niedbale:
— Jasiu!... czyś ty nie zauważył nic w grze Majkowskiej?
— Nic... że trochę spazmuje na scenie, to już jej styl.