Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

— Trochę?... ona epilepsyi dostaje; aż przykro patrzeć, jak się wykrzywia i rzuca na scenie. Mówił mi redaktor, że prasa zwróciła na to uwagę.
— Bój się Boga, Pepa! Najlepszą aktorkę z towarzystwa chcesz wygryźć?... Zjadłaś Nicoletę, a była bardzo lubianą i miała swoją galeryę.
— No i tobie się ogromnie podobała; wiem coś o tem.
— Mógłbym ci wymówić choćby tego redaktora, ale że lubię przedewszystkiem spokój...
— Co ci do tego! wtrącam się, jak ty z chórzystkami włóczysz się po gabinetach, co?...
— Ale i ja się ciebie nie pytam, co robisz?... Po co, zresztą, mamy się kłócić?... Tylko Majkowskiej ruszyć nie dam!... Tobie idzie o intrygę, a mnie o byt, przecież dobrze wiesz, że takiej pary bohaterskiej, jak Mela i Topolski, niema nigdzie na prowincyi, niema może i w warszawskim teatrze. Naprawdę, to oni jedni trzymają wszystko!... Melę chcesz wysadzić?... ależ ona ma sympatyę u publiczności, prasa ją chwali... ma talent!...
— Majkowska ma talent?... Zwaryowałeś panie dyrektorze! Majkowska ma histeryę, ale nie talent! — zawołała podniesionym głosem.
— Ma talent!... niech mnie kaczusie zdziobią, ale Majkowska ma ogromny talent. Ze wszystkich kobiet na prowincyi, tylko ona ma talent i najlepsze warunki.
— A ja?... — spytała groźnie, stając przed nim.
— Ty?... ty także masz talent, ale... — mówił ciszej — ale...
— Tu niema „ale“, tylko jesteś skończonym