Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

Poubierała dzieci, włożyła na siebie wspaniały łowicki wełniak, w szerokie pasy ponsowo-białe, okryła się chustką i wyszła z dziećmi.
W teatrze nianię nazywano babą Jagą, albo niewiastą. Był to typ kopalniany, szczątkowy. Przyjęła ją Cabińska we Włocławku za niańkę do pierwszego dziecka i została już u nich na stałe.
Można śmiało powiedzieć, że pomimo, iż była popychadłem dla wszystkich, była prawdziwą opatrznością domu. Wyhodowała wszystkie dzieci Cabińskim. Miała lat z pięćdziesiąt, swarliwy charakter, uczciwość prawdziwie chłopską i przepadała za dziećmi. Ją jedną teatr nie przekształcił ani na odrobinę.
Sama jedna na świecie, przywiązała się do Cabińskich, jak pies.
Nie chciała nigdy zmienić wełniaka na suknię, malowanej w czerwone kwiaty skrzynki — na kufer, chłopskich wierzeń — na miejskie i swojego zdania o teatrze. Nazywała wszystko rozpustą, kumedyą, kumedyanctwem, ale ogromnie lubiła patrzeć na przedstawienia.
Za kulisami urządzano jej tysiące kawałów, nieraz bardzo bolesnych, nie gniewała się jednak.
— Rozpustniki!... da wam Pan Bóg radę, da! — mawiała wtedy.
Miała także swoją namiętność: dzieci, które kochała nad wszystko i myśl o pierzynie dużej ze świeżego pierza — pierzynie gospodarskiej. Jeśli miała pieniądze, to wtedy wydawało się jej, że pierze jest za drogie i niedobre; kiedy trafiało się jej tańsze, nie kupowała z nieufności.