— Przepraszam, że pozwoliłam się pani nudzić tutaj.
— Nie nudziłam się wcale, tyle tutaj rzeczy ciekawych.
— To moje sanktuaryum. Tutaj zamykam się, kiedy mi życie za bardzo dokuczy, kiedy cierpię zbyt silnie... przychodzę przypominać sobie przeszłość jasną i szczęśliwą: marzyć o tem, co już nie powróci!... — dodała, wskazując role i wieńce na ścianach.
— Pani dyrektorowa cierpiąca?... może ja przeszkadzam, bo rozumiem doskonale, że na pewne smutki i cierpienia, samotność jest najlepszem lekarstwem — powiedziała Janka ze szczerem współczuciem, poruszona dźwiękiem jej głosu i twarzą.
— Zostań pani!... sprawi mi to prawdziwą ulgę pomówić z osobą, obcą jeszcze temu światu kłamstwa i pustoty! — mówiła z emfaza, niby recytując rolę.
— Nie wiem, czy jestem godna zaufania — rzekła skromnie Janka.
— O! moja intuicya artystki nigdy mnie nie zawodzi!... Proszę, osiądź pani bliżej, o, tak! Boże! jakże cierpię!... Więc pani nigdy jeszcze nie była w teatrze?...
— Nie.
— Jakże żałuję pani i zazdroszczę!... Ach, gdybym mogła zaczynać po raz drugi, to może nie byłabym w teatrze; nie wypiłabym tylu goryczy i tylu zawodów! Kochasz pani teatr?...
— Poświęciłam prawie wszystko dla niego.
— O, smutna jest dola artystek! Poświęcić wszystko: spokój, szczęście domowe, miłość, rodzinę, stosunki to-
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/140
Ta strona została skorygowana.