Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

kój trochę odświeżyć, bo taki brudny, że nie podobna mi było się sprowadzić, a tymczasem mieszkam w hotelu.
— Kaczkowska i Halt mówili mi, że pani grasz dobrze na fortepianie.
— Tak, trochę po domowemu...
— Chciałam pani prosić, czybyś nie zechciała uczyć mojej Jadzi?... Dziewczyna jest bardzo zdolna, słuch ma ogromny, bo wszystkie operetki śpiewa najdokładniej.
— Z prawdziwą przyjemnością. Niewiele umiem, ale początków muzyki mogę udzielać córeczce... nie wiem tylko, czy mi starczy czasu?...
— Starczy pani z pewnością. A honoraryum, to już razem z gażą liczyć się będzie.
— Dobrze... Czy córka ma już jakie początki?
— Doskonałe. Zaraz się pani przekona... Nianiu, przyprowadź-no Jadzię — zawołała Cabińska.
Przeszły do drugiego pokoju, w którym stało łóżko dyrektora, parę pak, koszy i stary klekot — fortepian.
Janka zrobiła próbę z Jadzią i umówiła się, że będzie przychodzić pomiędzy drugą a trzecią, to jest wtedy, kiedy dyrektorstwa w domu nie będzie.
— Kiedyż pani pierwszy raz wystąpi? — zapytała Cabińska.
— Dzisiaj, w „Baronie cygańskim“.
— Ma pani kostyum?
— Panna Falkowska obiecała mi pożyczyć, bo jeszcze nie zdążyłam sobie kupić.
— Chodź pani... może ja coś znajdę dla pani...
Poszły do pokoju, w którym się rano odbyła scena artystyczna i gdzie sypiały dzieci z nianią. Cabińska wy-