Sowińska obejrzała ją ze wszystkich stron i roztarła palcem lepiej róż na policzkach.
— A od kogo ma pani kostyum?
— Pani dyrektorowa mi pożyczyła.
— O! musiała się czemś rozczulić, bo inaczej to ona nikomu dać nie chce.
— Istotnie, była dzisiaj jakaś cierpiąca... opowiadała mi takie smutne historye...
— Komedyantka!... żeby ona tak grała na scenie, to nie byłoby lepszej aktorki na świecie.
— Pani żartuje chyba?... Opowiadała mi o Lwowie, i o swojej przeszłości.
— Łże baba! Była tam kochanką jakiegoś huzara, robiła skandale i wyrzucili ją z teatru. Czemże ona była w lwowskim teatrze?... chórzystką tylko. Ho! ho! to stare kawały... My wszyscy znamy je tu dawno... Wierz pani tylko we wszystko, co aktorzy i aktorki opowiadają, to się pani bardzo wiele dowie!...
Janka nie odpowiedziała, bo nie mogła i nie chciała wierzyć Sowińskiej.
— Niech mi pani powie, jak ja wyglądam?...
— Dobrze... nawet ślicznie!... mogę ręczyć, że od dzisiaj już będą lecieć za panią! — powiedziała tak jakoś twardo, a znacząco, że Jankę oblał rumieniec.
Ogarniała ją coraz większa trema; chodziła po scenie, patrzyła przez dziurkę w kurtynie na publiczność, schodzącą się powoli, biegała do garderoby i przeglądała się we wszystkich zwierciadłach, próbowała siedzieć i czekać, ale nie mogła wytrzymać; rozdenerwowanie, gorączka pierwszego występu, trzęsła nią, niby febra. Nie
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/146
Ta strona została skorygowana.