Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

— Idź pan do dyabła, mój kochany panie, a teraz mi pan nie przeszkadzaj!... Dzwonić! — rzucił do inspicyenta. — Kamizelkę dawać prędko!... Rekwizytor, jakie meble na scenie? — pytał, krzycząc prawie, ale rekwizytor nie słyszał. — Fryzyer, peruka!... prędzej! Wy mnie zawsze, jak Pana Boga kocham, spóźniacie!
Cabiński, ilekroć grał, zawsze robił zamieszanie w garderobie. Miewał ciągle tremę, więc, żeby ją zagłuszyć, krzyczał, wymyślał, kłócił się o cobądź; fryzyer, krawiec, rekwizytor musieli biegać koło niego i pamiętać, żeby czego nie zapomniał wziąć na scenę. Pomimo, że wcześnie zaczynał się ubierać, zawsze się spóźniał, zawsze kończył kompletowanie garderoby lub charakteryzacyę prawie już za kulisami. Na scenie dopiero odzyskiwał przytomność.
Teraz było tak samo; laska mu gdzieś zginęła; szukał i krzyczał:
— Laska! kto mi wziął laskę?... Laska, psiakość, bo zaraz wchodzę!...
— Słoniowe hece robisz w garderobie, ale na scenie to brzęczysz cicho, niby mucha — powiedział wolno Stanisławski, który nienawidził wszelkich krzyków.
— Nie chcesz słuchać, to idź na ogródek.
— Zostanę tutaj i chcę mieć spokój. Nikt się przy tobie ubierać nie może...
— Mistrzu patrz siebie! — krzyknął wściekły Cabiński, szukając daremnie po kątach laski.
— Terminatorze, mówię ci, że mistrzowstwo nie jest krzykiem.