miesiąc akonta były mniejsze, narzekania na pustki większe i częstsze odkładanie wypłat, to mało kto zauważył, ale co się bawiono, to bawiono, zwłaszcza w dniu imienin.
Cabińskiej było Wincentyna na imię; dlaczego nazywał ją mąż „Pepą“, nikt tego się nie dowiadywał, bo aż tak dalece nikogo to nie obchodziło.
Stosownie do zapowiedzi Topolskiego, towarzystwo zebrało się na próbę punktualnie. Miano grać „Męczennicę“ D’Ennery’ego, w której rolę tytułową, jedną z popisowych i najbardziej płaczliwych w swoim repertuarze, niezmiennie raz do roku grywała dyrektorowa. Grała ją rzeczywiście dobrze; wkładała w nią cały zapas łez i głosu i miała to głębokie zadowolenie, że porywała publiczność.
Przedstawienie to imieninowe było zwykle benefisem prawdziwym dla wszelkiego rodzaju „krowient“, bo umyślnie obsadzano zaledwie znośnemi siłami sztukę, żeby gra Pepy wyszła efektowniej.
Cabińska poszła wprost na scenę, nie rozmawiając z nikim i przez cały czas próby miała w twarzy wyraz głębokiego rozrzewnienia i przejęcia.
Po skończeniu, kiedy towarzystwo całe ustawiło się wokoło, wystąpił Topolski naprzód. Cabińska skromnie spuściła oczy i udając zdziwienie — czekała.
„Pozwoli Sz. dyrektorowa, że imieniem kolegów i koleżanek złożę jej najserdeczniejsze życzenia w dniu imienin, życząc z głębi duszy, żeby Sz. dyrektorowa jeszcze bardzo długo była ozdobą sceny naszej, pociechą męża i dzieci. W uznaniu jej zasług artystycznych
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/162
Ta strona została skorygowana.