powierzchownością kobiety z towarzystwa. Spotkał się ze spojrzeniem Kotlickiego i odwrócił głowę, zmieszany nieco.
Majkowska tymczasem opowiadała rozmaite epizody swojego artystycznego życia, bardzo swobodne i bardzo cyniczne. Podkreślała je czasami ostrym śmiechem histeryczki tak wymownie, że Janka uczuwała niechęć i wtedy to przelatywał przez jej twarz niezmiernie ruchliwą, ów twardy cień.
Przyłączyła się do nich Zosia Rosińska, czternastoletni podlotek, typ aktorskiego dziecka, o chudym i długim pyszczku charciczki, sinawej cerze i wielkich oczach Madonny. Krótkie, zafryzowane włosy trzęsły się jej za każdym ruchem głowy, a cieniutkie, wązkie usta wprost gryzły wyrazem złośliwości, kiedy opowiadała coś żywo Majkowskiej.
— Zosia! — zawołała energicznie Rosińska.
Zosia odeszła i usiadła obok matki chmurna i zła.
— Mówię ci ciągle, żadnych stosunków z Majkowską! — szeptała Rosińska, poprawiając z taką pieszczotliwością loki na głowie córki, że ta aż syknęła z bólu i odpowiedziała cicho:
— Niech mi mama głowy nie zawraca!... Nudzi mnie mama tylko!... Ja lubię pannę Melę, bo nie jest takie czupiradło, jak inne — szczebiotała złośliwie i uśmiechała się z naiwnością dziecięcą do Niedzielskiej, patrzącej na nią.
— Czekaj, rozmówimy się w domu! — powiedziała jeszcze ciszej matka.
— Dobrze, dobrze... zobaczymy mamusiu!
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/175
Ta strona została skorygowana.