Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

z oburzeniem niepokojącem kobiety, wychowanej i przebywającej w innym świecie.
Cabiński przybiegł do niej uśmiechnięty, z winem i ciastkami, ale Pepa prosiła już wszystkich do kolacyi.
Właścicielka usprawiedliwiała się ze spóźnienia, ale głos jej cienki ginął we wrzawie kilkudziesięciu osób, siadających do stołu. Usiadła na honorowem miejscu, obok Pepy, Majkowskiej i redaktora; Kotlicki usiadł na końcu stołu, obok Janki, a Władek przybiegł i wsunął się pomiędzy Jankę a Zielińską.
Wszyscy się lokowali jak mogli. Krzykiewicz tylko, człowieczek mały, grywający czarne charaktery, z kwadratowym podbródkiem i śpiczastą brodą, został poza obrębem stołu i grał rolę wice-gospodarza. Co chwila widać było jego żółciową jakby posklejaną z kawałków twarz, coraz w innej stronie pokoju.
Janka spoglądała po twarzach, powoli nabierających życia; milczenie i sztywność rozwiązywały się, oczy zaczęły świecić i połyskiwać.
Srebrne kandelabry, bukiety, koszyki do owoców, butelki — wszystko to tworzyło niby sieć, przez którą czerwieniły się coraz wyraźniej twarze towarzystwa.
Po pierwszych daniach i wódkach, zaczynała się zrywać wesołość, rozlegał się już miejscami śmiech lub dowcip, wypowiedziany po cichu.
Po toaście, wygłoszonym przez redaktora na cześć solenizantki, gwar buchnął jak potok i z siłą niepowstrzymaną zalał cały pokój...
Zaczęli wszyscy naraz mówić, śmiać się i dowcip-