Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/191

Ta strona została przepisana.

i ma jej wszystkie cechy nieprzekształcone i ziemia go urobiła na swoją modłę...
Zamyślił się na chwilę, a potem mówił w dalszym ciągu:
— A pani nie chciałabyś być histeryczką i zostać w teatrze i grać i być aktorką... to niemożliwe! To życie wśród mar, to codzienne odtwarzanie coraz innych ludzi, uczuć i myśli na tej ruchomej powierzchni wrażeń, wśród sztucznych podniet, otoczeń, zachwytów, bólów, uniesień i miłości, zbrodni i poświęceń — to musi przekształcić każdego człowieka, zburzyć jego dawną osobowość, przekuć, a raczej tak rozmiękczyć duszę, że na niej wszystko się odciśnie. Musisz pani być kameleonem: na scenie — dla sztuki, w życiu potem — z konieczności, bo inną być nie potrafisz... Artyzm, to ta szalona ruchliwość wrażliwości mózgowej i czuciowej, co wszystko wchłania i rozlewa się na wszystko, i dąży przedewszystkiem do tego, żeby swoje ja zatracić. Gdzież tutaj miejsce — bo mówię o aktorach — na indywidualizm życiowy, na świadomość ogólniejszą i jakąbądź równowagę, gdy się pomieszają wszystkie stany scenicznych nastrojów z własnymi tak ściśle, że się nie wie, gdzie się zaczyna moje własne ja, a gdzie komedyowe, artystyczne, to jest: wyobrażeniowe?... Ludzie ci też żyją resztkami rozprzężonej jaźni, są jakby własnymi cieniami...
— Czyli, mówiąc po prostu, trzeba zwyrodnieć, aby módz zostać artystą — dopowiedziała Janka.
— Tak, bez entuzyazmu niema sztuki; bez pewnego zapamiętania się niema artysty!... Ale po co ja to mówię