Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/225

Ta strona została przepisana.

kość po prostu, bo nienawiść nie jest przecież obojętnością, tylko... tylko cokolwiek odmienną formą miłości... Nienawiść, to zawsze krzyk serca zranionego...
Janka nie odpowiedziała nic, bo przypomniała sobie Sowińską i jej gwałtowne, nienawistne narzekania na syna.
— Może on mnie kocha w ten sposób? — myślała — ale ja w takim razie nic a nic, bo jest mi obojętnym.
— Nieprawda! — odpowiedziała sobie później — nieprawda, nie jest mi zupełnie obojętnym; mam tylko żal do niego.
I pochyliła się niżej, żeby ukryć twarz, bo ten nagły żal tak szarpnął ją za serce, że aż poczuła łzy w oczach.
— Co to jest miłość?... co to jest miłość w ogóle?... — myślała, stojąc w kulisie i patrząc na otwartą scenę, na której Wawrzecki oświadczał się Rosińskiej, w słowach niezmiernie czułych, z przesadną afektacyą.
— Komedya!
Majkowska, przechodząc obok niej, szepnęła, wskazując na grającą:
— Co za czupiradło, co za szablon!... na jeden akcent prawdziwego uczucia zdobyć się nie może!
Za nią, w mrocznej głębi, jakiś pan w cylindrze ściskał ręce którejś z chórzystek i szeptał gorące słowa miłości...
— Komedya!
Janka przeszła na drugą stronę, bo jej się ta czuła scena wydała wprost obrzydliwą.