Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/245

Ta strona została przepisana.

— Ogłaszam wszem wobec i każdemu z osobna, że zaczyna się gotować!... Zabawcie się panie w Heby.
Janka ponalewała wszystkim herbaty i sama, ze szklanką w ręku, usiadła nieopodal Mimi.
— Jest teraz sposobna pora do gadania — rzucił Kotlicki.
— Mów, Topolski... Słuchamy w skupieniu! — wołał Wawrzecki
— Zakładam towarzystwo dramatyczne — zaczął Topolski.
— Dam ci jedyny sposób na to: angażuje się kilkanaścioro teatralnego narodu obietnicą wielkiej gaży, daje się małe forszusy; szuka się kasy erki tak mądrej, żeby miała kaucyę i tak dalece naiwnej, żeby ją złożyła, bierze się rzeczy towarzystwa, wysyła się je za zaliczeniem — no i gotowe, można się już rozbić, a za dwa miesiące powtórzyć to samo, aż do skutku.
— Wawrzek, nie błaznuj! — zawołał zirytowany Topolski, pijąc jeden kieliszek po drugim. — Takie towarzystwo stworzy każdy idyota, każdy Cabiński. Mnie nie potrzeba bandy, która się rozleci zaraz, jak jej kto mignie forszusem, tylko organizacyi silnej, z planem pewnym, organizacyi mocnej, jak mur!...
— Rozbijałeś sam nieraz towarzystwa i jeszcze myślisz, że z aktorami trafisz kiedy do ładu?...
— Jestem tego pewny. Słuchajcie! robię tak: warunek pierwszy, z pięć tysięcy rubli na początek: wyławiam ze wszystkich towarzystw najlepsze siły, osób najwięcej ze trzydzieści; płacę średnio, ale rzetelnie; wyznaczam feu, dywidendy...