Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/256

Ta strona została przepisana.

kilka prób obznajmiają go z sytuacjami sztuki, a resztę robi sufler.
— To też i tak gra!
— Co pan chcesz, to dobry aktor, wcale niezły komik.
— Tak, bo zawsze improwizuje błazeństwa i tem wszelkie „sypki“ pokrywa.
— Proszę o odpowiedź zupełnie na seryo. Czy te ostatnie słowa były żartem, czy też wyrazem pani życzeń, warunkiem?... — szeptał znowu Kotlicki, któremu jakaś myśl przyszła do głowy.
— Każdy rodzaj jest dobrym, byleby nie był... nudnym, Zna pan to? — odpowiedziała zniecierpliwiona.
— Dziękuję! będę pamiętał... ale zna pani to: cierpliwość jest pierwszym warunkiem powodzenia.
Zmrużył oczy, pochylił głowę w ukłonie i cofnął się w tył. Miał bezczelną pewność siebie i bądź cobądź, postanowił czekać.
Kotlicki nie był jednym z tych, których kobieta może odpędzić od siebie pogardą, albo wprost zniewagą. Wszystko przyjmował i skrzętnie składał w pamięci na przyszły rachunek. Był to człowiek, który pogardzał kobietą, który wszystkim mówił w oczy otwarcie wszystko i który zawsze pożądał kobiet i miłości. Nie zważał na to, że jest brzydkim, bo wiedział, że jest dosyć bogatym na to, aby kupić sobie każdą, której zapragnie. Należał on do gatunku — gotowych do wszystkiego.
Teraz szedł i uśmiechał się do jakiejś myśli, strącając laską przydrożne chwasty.