Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/272

Ta strona została przepisana.

śpiewał jedno i to samo, rzucając w chwilowych pauzach ciche i proszące:
— Sufluj! sufluj!
Chóry, rozproszone z tyłu, zaczęły się mieszać tą sytuacyą, z za kulis ktoś poddawał głośno słowa nieszczęsnej piosenki, ale Glas, spocony, czerwony z gniewu i emocyi, śpiewał ciągle dokoła: „Moją jesteś, piękna Róziu!“, nie słysząc już nic i nie widząc, co się dzieje koło niego!
— Sufluj! — szepnął raz jeszcze z rozpaczą, bo już orkiestra i część publiczności spostrzegła, co się dzieje i rozległy się śmiechy. Kopnął Dobka w twarz i stanął nagle, bezprzytomnym wzrokiem patrząc się na publiczność.
Dobek bowiem, otrzymawszy cios w zęby, schwycił go za nogę i trzymał silnie.
— Widzisz synku! nie brykaj! — szeptał sufler, tak mocno trzymając go, że Glas nie mógł się poruszyć. Położyłeś się na amen!... Malowałeś Dobka, umalował ciebie Dobek... Teraz jesteśmy na kwit!
Sytuacyę uratował Halt i Kaczkowska, zacząwszy śpiewać numer następny.
Dobek puścił nogę Glasa i cofnął się tak głęboko w budę, jak tylko mógł i najspokojniej suflerował dalej z pamięci, uśmiechając się dobrodusznie do grożącego mu z za kulis Cabińskiego i do chórzystek.
Janka nie mogła się nawet dobrze zoryentować, co się dzieje na scenie, bo zobaczyła wracającego Grzesikiewicza z olbrzymim bukietem w ręku.
Usiadł na poprzedniem miejscu; dopiero, kiedy