Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/273

Ta strona została przepisana.

znowu chór przyszedł na proscenium, wstał, doszedł do orkiestry, rzucił kwiaty pod nogi Jance, a następnie zawrócił najspokojniej, przeszedł salę i zniknął, nie dbając, że wywołał wrażenie w teatrze.
Janka automatycznie podniosła kwiaty i cofnęła się w głąb sceny, poza koleżanki, bo oczy całej publiczności poczuła zwrócone na siebie.
— Dusza jest jaka? — szepnęła jej Zielińska.
— Niech pani zobaczy w środku, pomiędzy kwiatami, może co jest... — szepnęła jej znowu któraś.
Nie oglądała, ale poczuła głęboką wdzięczność dla Grzesikiewicza za te kwiaty.
Zeszła ze sceny, nie zważając na ostrą kłótnię Glasa z Dobkiem, jaka się zawiązała po zapadnięciu zasłony.
Glas skakał z wściekłości, a Dobek naciągał wolno palto i cicho a złośliwie odpowiadał:
— Malunek za malunek. Słodka jest zemsta sercu człowieczemu.
Zemścił się bowiem za to, że poprzedniego dnia Glas spoił go i pijanego do spółki z Władkiem ucharakteryzowali na murzyna. Dobek, kiedy trochę wytrzeźwiał, poszedł z knajpy najspokojniej do teatru, o niczem nie wiedząc, co się stało z jego obliczem. Była to niebywała zabawa za kulisami, ale Dobek poprzysiągł zemstę i słowa dotrzymał, grożąc jeszcze, że i Władkowi nie daruje.
Cabiński rozirytowany, gadał różne głupstwa Glasowi, ale ten nie odzywał się, głęboko upokorzony samem „położeniem się“ na scenie.
Janka, już ubrana czekała tylko na Sowińską, aby