Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/286

Ta strona została przepisana.

szynkę; zdjął surdut, włożył jakąś watówkę i zaczyna obierać kartofle.
Po długiem milczeniu, widząc, że się nie doczekam, zaczynam coś bełkotać o powołaniu, o miłości sztuki, o chęci uczenia się i tam dalej.
On wciąż obierał kartofle.
Proszę go już wreszcie, aby mi zechciał dawać lekcye.
Popatrzył na mnie i mruknął:
— „A ile kawaler ma lat?“
Zbaraniałem, a on ciągnie dalej:
— „Z mamą kawaler przyszedł?“
Łzy poczęły mi zalewać oczy, a on znowu mówi:
— „Tatko frycówkę sprawi... o, sprawi!... i ze sztuby wyleją“.
Tak mi się przykro zrobiło i tak czułem się upokorzonym, że słowa przemówić nie mogłem.
— „Niech kawaler zadeklamuje jaki wierszyk, naprzykład „Staś na sukni zrobił plamę...“, „Noc była ciemna...“, coś z wypisów Łukaszewskiego...“ — powiedział cicho, systematycznie obrzynając kartofle.
Nie zrozumiałem ironii, bo się niebo otworzyło przede mną. Deklamować przed nim!... Marzyłem przecież o tem... sądziłem, że go olśnię i zachwycę, bo przecież wszystkie moje kuzynki i całe gimnazyum unosiło się nad moim głosem.
— To jeszcze z tamtych czasów pozostał ci pociąg do krzyków?...
— Glas, nie przeszkadzaj...
— Ha! myślę, trzeba się od razu pokazać!... i choć