Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/293

Ta strona została przepisana.

działaś pani tego, co mi bukiety przysyła i myślisz, że jestem bez grosza! ha! ha! Gdzieżeś się pani taka uchowała? To wprost pyszne!...
I znowu śmiała się jak waryatka, aż się przechodnie na ulicy oglądali za niemi; zmieniła nagle ton mowy i zapytała ciekawie;
— Masz pani kogo?...
— Mam... sztukę! — odpowiedziała Janka poważnie, nie obrażona nawet zapytaniem, bo wiedziała, że to są rzeczy dość zwykłe w teatrze.
— Jesteś pani albo bardzo ambitną, albo bardzo mądrą... nie znałam pani... — rzekła Majkowska i zaczęła przysłuchiwać się jej uważniej.
— Ambitną, być może! bo mam tylko jeden cel w teatrze: sztukę.
— Nie graj-że pani ze mną farsy! ha! ha! Sztuka: cel życia! to motyw do pysznego kupletu, choć stary kawał.
— Jak dla kogo...
Majkowska zamilkła; zaczęła nad czemś rozmyślać chmurnie, bo przeczuwała w niej rywalkę i do tego groźną, przez swoją inteligencyę.
— Ledwiem dogonił panie! — zawołał ktoś za niemi.
— Mecenas tutaj?... nie na służbie?... — szepnęła złośliwie Majkowska, bo zawsze chodził z dyrektorową.
— Chcę zmienić panią... właśnie szukam miejsca.
— U mnie ciężkie obowiązki.
— O, to dziękuję!... jestem już za stary... Znam kogoś, coby był względniejszym na moje lata.