Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/323

Ta strona została przepisana.

było jej tak wesoło i tak komiczną się jej wydawała ta heca, że podeszła i zawołała proszącym głosem:
— Tylko jednego chcę: żebym mogła grywać... proszę tylko o role...
— Pomówimy o tem z dyrektorem i dostaniesz.
— Dajcie pokój, bo to już nudne... Kotlicki! chodź pan, zaczniemy drugą seryę.
Zaczęto pić na dobre. Pokój przepełnił się gwarem i dymem z papierosów. Każdy czegoś z osobna dowodził i przekonywał, a wszyscy krzyczeli głupstwa, bo wszyscy byli już dobrze pijani.
Majkowska oparła się na stole i wybijając na butelce od szampana takt nożem, śpiewała.
Dyrektorowa sprzeczała się głośno z Zarzecką i nieustannie gryzła suchą malagę.
Topolski milczał i pił sam do siebie. Wawrzecki opowiadał różne dykteryjki Jance, a Głogowski, Glas i Kotlicki kłócili się o publiczność.
— Ja wam coś zaśpiewam na ten temat — zawołał Glas.


„Żebym ja miał taką panią
Tobym cięgiem patrzał na nią
Jesce-bym się przy niej ukłodł,
Żeby mi jej kto nie ukrodł.
Hu! ha!...“

Nie słyszeli go, zajęci dyskusyą.
Janka śmiała się, sprzeczała z Wawrzeckim, ale już nie wiedziała dobrze, co się z nią dzieje. Pokój zaczynał z nią wirować, świece się wydłużały do wielkości pochodni; miała szatoną ochotę tańczyć, to butelkami pusz-