Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/330

Ta strona została przepisana.

towanych ze strupieszałej Francyi płodach; ale co tamtym można wybaczyć, bo... (tu następowała cała szpalta objaśnień i przyczyn, dlaczego Francuz może pisać łajdactwa), tego płazem swojskiemu autorowi puścić nie można... I na to, żeby autor ośmielił się tak pisać, tak obniżać etyczne ideały życia, siać nienawiści, pluć na najświętsze każdemu sercu polskiemu rzeczy, trzeba tylko być... (tu następowały kropki i przejrzyste metafory, a znaczyły łajdakiem).
Trzeci twierdził, że sztuka wcale jest niezłą, a byłaby wprost doskonałą, gdyby autor chciał w tym wypadku szanować tradycye i dorobił muzykę i tańce.
Czwarty stanął na wprost przeciwnem stanowisku, bo twierdził, że sztuka stanowczo jest nic nie wartą, jest świństwem, ale autor ma przynajmniej tę zasługę, że ustrzegł się szablonu i nie wprowadził śpiewów i tańców, które zawsze obniżają wartość sztuk ludowych.
W piątym napisał specyalista od teatrów ogródkowych sto wierszy, takich mniej więcej: „Chamy“ pana Głogowskiego — hm!... niezła rzecz... byłaby nawet zupełnie dobra... ale... chociaż znowu zważywszy... swoją drogą... trzeba mieć odwagę powiedzieć prawdę... W każdym razie... bądź co bądź... z małem zastrzeżeniem autor ma talent. Sztuka jest... hm... jakby tu określić?... Przed dwoma miesiącami pisałem już coś o tem, więc ciekawych odsyłam tam... Grali znakomicie!... I przepisał cały afisz, stawiając obok nazwiska każdej aktorki jakiś słodki epitet, miłe słówko, grzeczne określenie, dwuznacznik melancholijny i frazes...
— Co to jest?