Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/331

Ta strona została przepisana.

— Libretto do operetki; dać tytuł: „Krytyki teatralne“, podłożyć muzykę i heca taka, że naród będzie chodził, jak na odpust...
— A cóż pan na to?
— Ja?... a no, nic!... Odwróciłem się do nich plecami, a ponieważ mam pyszny plan nowej sztuki, zabieram się zaraz do roboty. Dostałem korepetycye w Radomskiem i wyjadę tam na całe pół roku. Czekam właśnie ostatecznego zawiadomienia.
— I koniecznie musi pan wyjechać?...
— Muszę!... przecież utrzymuję się tylko z korepetycyi. Dwa miesiące siedziałem bez zajęcia. Spłukałem się na czysto: sztukę wystawiłem, kłaniałem się publiczności, używałem Warszawy, a teraz basta! Kurtyna na dół, bo przygotować trzeba drugą farsę. Do widzenia, panno Janino! Przed odjazdem wpadnę tu, albo do teatru.
Ścisnął jej rękę, zawołał: „niech zdechnę“ i wybiegł.
A Janka posmutniała. Tak się przyzwyczaiła do Głogowskiego, do jego dziwactw, paradoksów i do tej szorstkości, która ukrywała tylko wrodzoną nieśmiałość i delikatność przesubtelnioną, że się jej zrobiło przykro, iż zostanie sama.
Teraz, kiedy wyjeżdżał, zrozumiała, że samo zajęcie się teatrem nie wystarczy jej i czuła coraz bardziej potrzebę serdecznego zbliżenia się do jakiejś duszy ludzkiej, gdyż zaczynało być jej źle.
Nie miała już swoich pieniędzy, tylko żyła naprawdę z teatru.
Nie śmiała wyznać przed sobą, ale przy każdej