Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/353

Ta strona została przepisana.

lone oddanie się sztuce, nie zwracała zbyt wiele uwagi na niego; nie mógł się przedrzeć przez ten entuzyazm chorobliwy ze swoją miłością, ale chodził.
Zaczynał coraz silniej pożądać jej miłości. Drażniła go jej naiwność i talent, jaki w niej przeczuwał, a zresztą takiej eleganckiej, wykształconej kochanki już dawno pragnął. Jego brutalna, zmysłowa natura, już się z góry lubowała zwycięstwem.
Chciał ją koniecznie posiąść, tę wykwintną dziewczynę, w której widział ogromną różnicę pomiędzy dawnemi swemi kochankami i która go podbijała jakimś wdziękiem wyższości; byłby to tryumf tem większy, bo mu się wydawała jedną z tych pań wielkiego świata, którym się nieraz przyglądał pożądliwie w alejach Ujazdowskich.
Nie powiedziała mu, że go kocha, ale on to już widział w niej i otaczał ją coraz gęstszą siecią, złożoną z uśmiechów, słów palących, westchnień i przesadzonego szacunku.
Dla Janki był to najpiękniejszy okres w dotychczasowem życiu. Biedę traktowała pogardliwie, jak coś, co trapi ją chwilowo i przejdzie zaraz.
Sowińska, po częstych odwiedzinach Władka, przysunęła się do niej znowu z dawną życzliwością i poradziła sprzedaż części garderoby, której miała dosyć; podjęła się nawet sama jej to ułatwić.
I tak szło życie, byle prędzej doczekać się tego przedstawienia.
Żyła niby w śnie dręczącym. Przez pryzmat marzeń świat się znowu jej pokazał jasnym i ludzie dobrymi.