Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/354

Ta strona została przepisana.

Zapomniała o wszystkiem, nawet o Głogowskim, którego list, na-pół przeczytany, schowała do szuflady, odkładając dokończenie na przyszłość, gdyż żyła tylko przyszłością.
Broniła się przed teraźniejszością marzeniami o tem, co będzie.
No, i kochała Władka.
Nie wiedziała, jak się to stało, dość, że nie mogła się obejść bez niego; czuła się bardzo szczęśliwą i spokojną, gdy przyciśnięta do jego ramienia, szła ulicami i słuchała jego nizkiego, melodyjnego głosu, jego zaklęć...
Spojrzenie aksamitnej miękkości jego czarnych oczu oblewało ją ogniem i słodką niemocą...
Pociągał ją wszystkiem.
Tak prześlicznie wyglądał na scenie! z takim zapałem i liryzmem grywał nieszczęśliwych kochanków w melodramatach! z takim wdziękiem prostoty mówił, poruszał się i pozował!... Był ulubieńcem publiczności, a prasa bardzo często nie skąpiła mu pochwał i przepowiadała świetną przyszłość artystyczną.
Janka odczuwała przyjemność nawet wtedy, kiedy on brawa dostawał na scenie. A tak umiejętnie pokazywał zasoby swojego mózgu, że ogólnie uchodził za wykształconego, a miał tylko spryt i czelność ulicznika warszawskiego i hecarza, a przy tem, był jej jedynym, pierwszym, któremu się oddała. Zdawało się jej, że to ich złączyło na zawsze i nierozdzielnie.
Tak to samo jakoś się stało, po jednej z prób z „Robina“, w którym zastępczo Władek grał Garricka.
Mówił jej potem, a raczej deklamował o miłości