z wulkanicznym wybuchem i tak podtuszowywał patosem uczucie, że ją przejęło rozrzewnienie do głębi; łzy czułości nagłej poczuła w oczach i pragnienie takiego potężnego, na śmierć i życie, szczęścia, zostało w jej sercu rozmarzonem. Cała jej dusza streściła się w pożądaniu miłości.
Nie wiedziała nawet, co się z nią dzieje, bo nie mogła się oprzeć urokowi jego głosu; bo ten szczebiot miłosny pocałunki palące, spojrzenia namiętne, zalewały ją całą potężnem pragnieniem rozkoszy.
Oddała mu się z biernością istot olśnionych, bez słowa oporu, ale i bez świadomości; była wprost zahypnotyzowaną.
Nie wiedziała nawet, co w nim kocha: czy aktora, doskonale grającego na jej uczuciu i entuzyazmie, czy też człowieka.
Nie myślała o tem.
Kochała go, bo go kochała, bo jej uzupełniał teatr i sztukę i był w tych chwilach prawie jako jej uosobieniem.
Zdawało się jej, że przez jego oczy patrzy dalej i głębiej.
Dusza jej rosła (jak chłopi określają pewne stany rozwoju u młodzieży), więc prócz planów odległych, sławy w przyszłości, potrzebowała mieć coś tylko dla siebie, potrzebowała się wzmocnić i mieć oparcie na jakiemś sercu, które byłoby jednocześnie stopniem do podniesienia się jej samej. Nie czuła się osamotnioną, bo mogła wypowiadać przed nim najtajniejsze myśli i marzenia, rozwijać projekty na przyszłość; próbować razem
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/355
Ta strona została przepisana.