Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/356

Ta strona została przepisana.

z nim różnych ról bohaterskich; był rodzajem dopełnienia jej fizycznego, ujściem, w które rzucała nadmiar wrzącej energii i rojeń...
Nie zatapiała się i nie ginęła w nim, lecz przeciwnie, pochłaniała go wewnętrznie.
I ani na chwilę nie myślała, że ona się jemu, jemu oddała! że odtąd on jest jej kochankiem i panem; że ona jest jego własnością.
Nie myślała nawet, czy on ma jaką duszę; wystarczało jej to, że był pięknym, dosyć znanym, kochał ją i był jej potrzebnym.
Był nawet w jej wyznaniach najskrytszych, w szeptach miłosnych, pewien ton bezwiednej wyższości. Mówiła z nim ciągle, ale prawie nigdy nie pytała się o jego zdanie i rzadko słuchała jego odpowiedzi.
Władek tego nie rozumiał, ale czuł i to go krępowało niemile, bo, pomimo ich ścisłego stosunku, nie potrafił być wobec niej swobodnym po swojemu. Raniło to jego miłość własną, ale nie mógł nic poradzić. Miał tylko jej ciało, ale dusza, ale to coś... ta miłość, co się naprawdę oddaje na śmierć i życie i robi z siebie podnóżek dla kochanka, tego w niej nie czuł.
Irytowało go to, nudziło chwilami, ale ciągnęło do niej tak nieprzeparcie, że podwajał oznaki miłości, bo myślał, że większą dozą sentymentalnego kłamstwa, lepszą grą uczuciowości zwycięży ją nareszcie i podbije w zupełności.
Nie udawało mu się to jednak.
Janka, poza tą miłością wyprzedawała się powoli ze wszystkiego; ale pomimo to, czuła się zadowoloną.